Piłkarz ręczny ma wykonać rzut karny. Podchodzi do niego rywal i mówi: "ru**ałem wczoraj twoją żonę. Słaba była". Sędzia gwizdnął, zawodnik rzucił i... przestrzelił.
Trash talk można przetłumaczyć jako "śmieciową gadkę". Jest to zjawisko powszechne niemal w każdej dyscyplinie, najbardziej oczywiście w sportach kontaktowych, bo w nich najłatwiej sprowokować rywala. Choć to nie reguła – kapitan reprezentacji siatkarzy Michał Kubiak znienawidził Irańczyków, ponieważ ci m.in. prowokująco wypowiadali się o jego rodzinie. Oczywiście nie każdy stosuje prowokacje słowne, ale każdy musi być na to przygotowany.
– Trzeba zwrócić uwagę na różne komponenty zwycięstwa i radzenia sobie zawodnika na boisku. Są dwa bardzo ważne elementy – pierwszym jest poczucie pewności siebie, a drugim kontrola emocjonalna. Z założenia trash talk uderza w te dwa elementy. Głównym celem jest wytrącenie z pewności emocjonalnej i doprowadzenie do sprowokowania przeciwnika – mówi Wojciech Herra, psycholog sportu.
– To jest jeden ze sposobów gry. Chodzi tylko o to, żeby kogoś zdeprymować i wybić z rytmu. To pokazuje, kto jest silny psychicznie. Znałem wielu zawodników, którzy byli mistrzami treningu, ale przychodził mecz, była presja i nic z tego nie wychodziło – dopowiada Maciej Zieliński, były reprezentant Polski w koszykówce.
Pamiętam, że mistrzami takich prowokacji byli zawodnicy z Bałkanów. Chorwaci, Serbowie, Czarnogórcy, Macedończycy. Przychodzili, szeptali coś do ucha, próbowali prowokować, wymuszać kary, wprowadzać nerwowość.
– Trzeba wziąć pod uwagę całą strategię rozbierania na czynniki pierwsze swoich przeciwników, żeby wiedzieć gdzie są słabe punkty, do czego można się odwołać, gdzie mają kompleksy i co może najbardziej zaboleć – mówi Herra.
Żeby więc stosować tę technikę, trzeba wyczuć, że rywal ma słabszy dzień, a także być pewnym swoich umiejętności, żeby nie odbiło się rykoszetem, jeśli trafi się na krewkiego przeciwnika. Ale o tym za chwilę.